Zaburzenia emocjonalne – depresja i podobne.

Zaburzenia emocjonalne to obszerne pojęcie zawierające przeróżnego rodzaju zakłócenia postępowania, sposobu myślenia oraz nastroju człowieka.

EmocjeRelacje

Zaczyna się od zwykłego sporu

[ align="left" reference="auto" valign="top"]

Trzeba rozmawiać o napięciach, bo to naturalne odruchy, które dużo o nas mówią. Rozmawiać i jednocześnie uczyć się nad nimi panować, ale panować zdrowo, bez szkody dla organizmu. Bo okazuje się, że zarówno okazywanie gniewu, jak i jego spychanie od wnętrza siebie nie są dobre. Dlaczego?

Napięcia wynikają ze złości, z niepokoju, nienawiści, niezadowolenia, czy innych powodów. Jeśli gasimy napięcia i tłumimy je, jak ogień kocem, to zapadniemy w śpiączkę. Dlatego psychologowie zalecają nam przyzwyczajenie się i oswojenie owych napięć. Akceptację. Często zamiennikiem staje się słowo „pobudzenie”. Odczuwamy to, jako poddenerwowanie i irytację. Złościmy się na wiadomo co, buzujemy i wrzemy bez powodu.

Z wiekiem poziom nasycenia agresją narasta. Świat wokoło atakuje nas bodźcami, na które trzeba i na które musimy reagować, nawet jeśli wywołują w nas wewnętrzne napięcie. Jednak jak to się ma do codzienności? Najczęściej, unikając konfliktów, nieporozumień lub z czystego lekceważenia – godzimy się z agresją. Istnieje dla niej społeczna akceptacja, bo dotyka wielu z nas. Psychologowie nazywają to „niedojrzałością”. Idziemy na tak zwaną łatwiznę, mijamy problem.

W duecie z agresją idzie przeklinanie, które stało się czymś oczywistym. Człowiek, który nie używa wulgaryzmów postrzegany jest, jako słaby, ten co nie ma własnego zdania, kto łatwo się poddaje i jest zniewieściały. I choć prawda jest taka, że język przekleństw przykrywa słabość i dodaje animuszu, to boimy się reagować. Razi nas takie słownictwo, ale nic nie robimy. Nawet jeśli czujemy w sobie irytację, budzi się w nas niezgoda na to, to i tak zachowujemy bierność.
A prawda jest taka, że tłumiona złość jest jak igiełki, które kłują coraz mocniej. Jeśli codziennie będziesz znosić igiełki w sobie, złość wybuchnie w najmniej oczekiwanym momencie. Stąd wzięło się powiedzenie „wet za wet”. Gdy ktoś na nas wrzeszczy, najczęściej odpowiadamy tym samy. Gdy ktoś bluzga pod naszym adresem, robimy to samo, choć normalnie nie używamy takiego słownictwa. Emocje są zaraźliwe. A przecież jeśli uda nam się zareagować natychmiast, nie dolejemy oliwy do ognia i tym samym agresja w nas się wyciszy. Warto zwrócić uwagę, by nie czuć strachu, czy zagrożenia dla własnego poczucia bezpieczeństwa. Nie ignorujmy agresji w życiu codziennym, nie dajmy jej przyzwolenia, reagujmy, stawiajmy granice, nawet jeśli będzie to kosztem naszego dyskomfortu.

Trzeba się bronić. W pracy nie patrzmy na współpracowników, nie ulegajmy ich podszeptom, czy doradom nie zawsze wliczających nas. Musimy skupić się na sobie, na swoim poczuciu komfortu i bezpieczeństwie.



Psychologowie proponują mentalizowanie, które przydaje się w chwilach, gdy czujemy, że ogarnia nas złość. Mentalizacja, to nic innego, jak spojrzenie na siebie z zewnątrz. Powiedzenie sobie „Jestem zirytowany” to dostrzeżenie własnej emocji. Nazwaliśmy ją, ujęli w słowa, więc my ją kontrolujemy, nie ona nas. Nawet liczenie do dziesięciu to nic innego, jak danie sobie kilku sekund na ochłonięcie. Głębokie oddechy redukują wybuch emocji i jest szansa, że się zatrzymamy, a pod wpływem emocji nie zrobimy głupstwa, którego będziemy żałować.

Człowiek jest spokojny i otwarty, gdy panuje nad swoim życiem. Lecz, gdy czuje, że ono od niego nie zależy, staje się bezradny i zagubiony. Następnie pojawia się frustracja, a za nią złość. A wszystko dlatego, że człowiek czuje dyskomfort w związku z brakiem bezpieczeństwa. Ale agresja może mieć i pozytywne znaczenie – dzięki niej jesteśmy asertywni i potrafimy się bronić. Agresja kumuluje w sobie wiele emocji, a te narastają, gdy mamy nadzieję, że już, już za chwilę zaspokoimy ważną dla nas potrzebę, a ona ucieka, jak przysłowiowy królik. Owe stany napięcia w równym stopniu dotyczą zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Często ich źródłem jest lęk. Ukrywamy go, bo lepiej okazać złość, niż strach. Wedle zasady – nie można się bać, ale można być agresywnym. W takich momentach mężczyźni bardzo często postrzegani są jako bardziej męscy, a kobiety bardziej stanowcze.

Jednak, można przypuszczać, że ogromne znaczenie ma tu niskie poczucie własnej wartości. Agresywne osoby często nie lubią siebie, do czego nigdy się nie przyznają. Pokazują maskę siebie przykrywając nią lęki, napięcie, słabość, czy choćby bezradność. To próba uchodzenia w oczach innych za silną i odważną osobę, która radzi sobie z życiem i każdą trudną sytuacją. Tym samym czują się lepszymi, ale to gra wyrosła na niestabilnych fundamentach. Wierzą w prawdziwość ocen innych. Ich pochlebstwa, wręcz zachwyt, poprawiają ich samopoczucie, podnosi się samoocena. Zyskując w oczach obcych, zyskują i we własnych. Lecz, gdy nie dostają akceptacji, czy poklasku, emocje zaczynają brać górę. Poczucie własnej wartości jest mało stabilne, więc następuje dynamiczny wybuch agresji, złości i gniewu.

Rada? Nie dociskaj drzwi szafy, do której wrzucasz wszystkie napięcia. Uporządkuj je, posegreguj, pozbądź się zbytecznych, i – po chłodnej kalkulacji – niepotrzebnych. Spraw, by zapanował porządek, by nic nie upychać, przesuwać do tyłu i zostawiać na inny czas. Porządkuj, wyrzucaj mądrze i zamknij szafę z lekkością.

Wschodnie pomieszczenie brzmi:

„Złość bezsilna najbardziej szkodzi temu, kto się gniewa. Zbyt rozpalony kocioł przepala swoje własne ścianki”.

Tak proste słowa, a także prawdziwe.

Agnieszka Kusiak




Comment here