Zaburzenia emocjonalne – depresja i podobne.

Zaburzenia emocjonalne to obszerne pojęcie zawierające przeróżnego rodzaju zakłócenia postępowania, sposobu myślenia oraz nastroju człowieka.

CiekawostkiKsiążkiPoradyZdrowie

Terapia długich wędrówek

Rate this post

Ruch jest zalecany zawsze, wszędzie i przez każdego. I przez lekarzy i znajomych, czy bliskich, a i my sami wiemy, że ruch pomaga ciału. Możemy rekreacyjnie biegać, truchtać wedle własnego rytmu i własnych możliwości.

Możemy chodzić do siłowni, by w zamkniętej, klimatyzowanej przestrzeni wyciskać z siebie wiadra potu ćwicząc na maszynach stacjonarnych. Możemy śmigać na rowerach i zażywać poczucia wolności i niczym nieograniczonej swobody. Ale… możemy też chodzić. Spacerować, maszerować przed siebie i przed siebie, gdzie nas oczy poniosą i nogi i wyobraźnia.

Iść przed siebie. Chodzi bowiem o sam sens chodzenia, o jego wartość samą w sobie, nie o cel. Gdy ktoś nie potrafi chodzić bez jakiegoś konkretnego celu uznając to za bezsensowne, dobrze sobie ów wyobrazić. Można dać sobie nagrodę, na którą trzeba przecież zasłużyć. Załóżmy sobie półtoragodzinny spacer. Może się uda? Może okaże się, że to będzie mało, za krótko? Nagroda fajna rzecz i dla małego i dużego. Nawet batonik z orzechami, czy kubek ciepłego mleka z miodem i cynamonem potrafią być świetnymi motywatorami. Jednak – jest pewien haczyk w długich marszrutach. Stawianie kroków musi być uważne i świadome.

Dlaczego?

Wydaje nam się, że chodzenie powinno być bezmyślne. Nic szczególnego przecież nie kryje się w stawianiu kroków. Można powiedzieć, że każdy chodzi, to żadna sztuka ani tym bardziej filozofia. Pewnie tak, lecz by przyniosło wymierne korzyści owo chodzenie musi być świadome.

Przebycie długich dystansów poprawia nastrój,, sprzyja wyzbywaniu się zawrotów głowy, rozluźnia spięte ciało. Goniące dotychczas myśli wyhamowują, układają się w odpowiednich miejscach naszego mózgu.

Chodzenie uspokaja, oczyszcza umysł, pomaga w zasypianiu. Dodatkowym atutem jest kontakt z naturą, co daje wewnętrzne ukojenie.

Wniosekwędrówki, to najlepszy kosmetyk dla naszej psychiki. Nie trzeba się forsować, ani pokonywać własnych ambitnych rekordów. Wystarczy chodzić.

Jednak, by te wszystkie plusy były przez nas odczuwalne, należy maszerować co najmniej 45 minut dziennie. Do tego marsz musi być uważny. Koncentrujmy się na oddechu, na tu i teraz, na bodźcach z otoczenia. Śpiew ptaków, szum liści na drzewach, odgłos lecącego samolotu, śmiech bawiących się dzieci i krzyki dorosłych. Wyobraźmy sobie, że oto kroczymy przez nieznany, wręcz nowy świat, a szlak, który pokonujemy pozwala nam go poznać i oswoić. Zachwycajmy się drobnostkami wokół, słuchajmy co się dzieje, obserwujmy siebie.



 

Wdech, wydech.

Jeśli jest nam trudno oczyścić mózg, i gdy po całym dniu tłoczy się w nim wiele spraw, warto idąc popróbować wizualizacji. Spróbujmy popatrzeć na siebie idącego. Popatrzeć na tego smutnego człowieka, który ledwo włóczy nogami, a minę ma tak posępną, że aż straszną. Popatrzymy na siebie i zadajmy sobie proste pytanie – czy chciałbym z tym człowiekiem pochodzić? Wątpię, by ktoś z radością garnął do tak smutnego człowieka. Dlatego warto nasze krytyczne oko wobec samego siebie odwrócić na plus – wyprostuj się, uśmiechnij nieco, podnoś nogi i nie szuraj, jak stulatek. Idziesz przez dla zdrowia, nie z przymusu. Przymus szkodzi, a marsz ma być przyjemnością, dawać satysfakcję i być pewnego rodzaju własnym sukcesem.

 

Przejdziesz 5 kilometrów i jest radość – twoja. Za tydzień pokonasz 6 kilometrów – nooo… duma rozpiera. Kolejny sukces. Jeden krok, drugi krok. Raz i dwa i trzy…

Wyciągnij głowę ku niebu, poczuj wiatr na twarzy, we włosach. Oddychaj nim. Jesteś tu i teraz. Idziesz „z głową”. Idziesz ku zdrowiu.

Wiele badań neurologicznych wskazuje, że regularny ruch zmienia strukturę mózgu i zwiększa jego czułość na bodźce wzrokowe, słuchowe i zapachowe. Chodzenie po świeżym powietrzu redukuje stres, ciśnienie, podnosi radość z życia. Czujemy dziwną symbiozę z lekkością natury, jakby powietrze było w nas, wypełniało nas blaskiem i pokorą. Niektórym trudno wyrazić słowami, co czują w sobie, bo i faktycznie – chodzenie coś w nas zmienia, coś naprawia, a to trudno nazwać. Najkrócej mówiąc – jest lepiej i to na tyle, że dostrzegamy różnicę.

Łatwiej radzimy sobie z problemami, z sobą, z otoczeniem. Redukuje się w nas presja zwykłej codzienności, która wielu przytłacza. Stajemy się bardziej kreatywni, jaśniej myślimy, a kubek gorącej czekolady smakuje … jakoś inaczej… jakoś lepiej.

Czysty umysł i głębsze oddechy stają katalizatorami do bycia lepszym, odczuwamy dziwną lekkość i przejrzystość. Problemy nie są już tak wyolbrzymione, a my zyskujemy akceptację na siebie. Zaczynamy się lubić, a wszystko dzięki marszrutom.

 

Tak niewiele za taki ogrom.

Agnieszka Kusiak




Comment here